sobota, 18 stycznia 2014

1.Tell Me Princess

Obudziłam się dosyć wcześnie. Otworzyłam oczy i kolejny dzień z rzędu ujrzałam swój stary pokój kiedy tutaj mieszkałam, w San Francisco. Od tygodnia jestem u moich dziadków, ale niestety już dziś po południu wyjeżdżam. Dobrze chodź na te kilka dni być tutaj. Odwiedzić swoje stare  ulubione miejsca. Szybko ocknęłam się z tych wspomnień i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic by zrelaksować się przed lotem do mojego domu. Po  wyjściu z łazienki ubrałam się, uczesałam i lekko pomalowałam. Nie chciałam być nie wiadomo jak pomalowana skoro i tak pół dnia spędzę w samolocie. Zeszłam po schodach do kuchni. Mogłabym trafić tam nawet po ciemku, bo przyprowadziłby mnie tam zapach naleśników babci. Na sam zapach zrobiłam się głodna. Weszłam do kuchni. Moja babcia nakładała na talerz ostatnia porcję naleśników, a dziadek czytał gazetę popijając herbatę. Przywitałam się z nimi i usiadłam na jednym z krzeseł.
- Po śniadaniu pożegnasz się z przyjaciółmi, a potem będziemy jechać na lotnisko.- powiedziała moja babcia Elizabeth, nakładając mi naleśnika na talerz.
- Tak wiem. Nie cieszy mnie to wcale, że muszę po raz kolejny żegnać to miejsce.- włożyłam kęs naleśnika do buzi ponieważ czułam ogromną gulę żalu w gardle. Chociaż tak chciałam to powstrzymać.
- Wiemy skarbie, ale niestety nic na to nie poradzimy. Pamiętasz przecież, że możesz tutaj przyjeżdżać w weekendy, każde wolne dni, wakacje, wtedy kiedy tylko chcesz.- dziadek podszedł do mnie i ściskał moją dłoń. Był to bardzo mocny uścisk, ale czułam się lepiej.
- Wiem dziadku, ale wiesz przecież, że nie lubię pożegnań.- dziadek ponownie usiadł na swoje miejsce, ale nadal patrzył na mnie. Nie lubiłam bezpośredniego spojrzenia na mnie. Zawsze mnie to jakoś peszyło.
- Oj Bety, przecież dzwonimy do siebie każdego dnia. Nie musimy się, aż tak żegnać.- wtrąciła moja babcia.
- Masz rację. Dobra nie rozczulajmy się tak bo będziemy płakać jak bobry. Idę pożegnać się z wszystkimi znajomymi. Będę za jakąś godzinę.- Odłożyłam talerz do zmywarki i uściskałam dziadków.
- Tylko się nie spóźnij.- krzyknął dziadek, gdy zamykałam już drzwi.
Szłam uliczką, którą znałam jak swój mały palec. Wiedziałam gdzie jest jakaś dziura, gdzie leży każda płytka. Mogłabym iść tędy z zamkniętymi oczami i nie wywróciłabym się. Usiadłam na jednej z ławek, na której siedziałam gdy wracałam ze szkoły. Na oparciu było wyryte "B+K BFF" Bethany+Kellsey najlepsze przyjaciółki na zawsze. Przejechałam po napisie palcem, a po moim pliczku poleciała łza. Ten napis wyryłyśmy razem z Kellsey kiedy miałyśmy  po 10 lat, ale niestety jej już tu  nie ma. Gdy miałyśmy 15 lat wracałyśmy z urodzin naszej koleżanki z klasy. Przechodziłyśmy przez ulicę. Przed, upewniłyśmy się, że nic nie jechało. I tak było. Przechodziliśmy przez uliczkę i jakiś pijany facet pędził prosto na nas. Stałam z tyłu Kellsey, dlatego nic mi nie jest. Samochód jechał prosto na nią. Krzyczałam żeby uciekała, ale ona stała tam i patrzyła się w jadące auto. I stało się. Samochód potrącił ją. Pamiętam, że gdy tam leżała złapała mnie za rękę i powiedziała " Bety obiecaj, ze to jest przyjaźń na zawsze. Nigdy Cię nie opuszczę. Pamiętaj" przysięgłyśmy sobie na mały palec, tak jak zawsze to robiłyśmy. To była nasza ostatnia obietnica. Kellsey zmarła na miejscu, ale była uśmiechnięta. Po tym zdarzeniu musiałam chodzić na terapie. Byłam nie dożycia. Nigdzie nie wychodziłam. Nie rozmawiałam z rodziną, przyjaciółmi z nikim. W nocy budziłam się z koszmarem. Co noc śniło mi się to zdarzenie. To było okropne. Podniosłam się z tego wszystkiego dzięki moim rodzicom i dziadkom, ale także dzięki Kellsey. Wiedziałam, że nie pozwoliłaby mi tak się mazać i być smutną z jej powodu. Od tamtego czasu obiecałam sobie, że będę zawsze się uśmiechać.
Te wspomnienie zawsze powodowało u mnie wielki ból. Dlatego starałam się o tym nie myśleć, ale zawsze gdy siedziałam na tej ławce to wszystko wracało, tak jak teraz. Moje policzki był całe mokre od łez. Nie dostrzegłam nawet, że koło mnie siedział David, mój przyjaciel z dzieciństwa. Otarłam ręką oczy i zwróciłam się do niego:
- Od jak dawna tu jesteś?- zapytałam szturchając go łokciem z żebra.
- Od paru minut. Nie chciałem Ci przeszkadzać. Wiem, że zawsze gdy tu jesteś to wszystko wraca. Tak jest tez ze mną, ale staram się myśleć pozytywnie.- David objął mnie ramieniem i delikatnie przejechał po mojej ręce.
- Tak wiem. Kellsey by tego chciałam.- Z moich oczu znów poleciała łza, szybko ją otarłam i odwróciłam głowę do przyjaciela.
- O której wylatujesz?- Zapytał z lekkim uśmiechem, ale było to wymuszone. Wiedziałam, że tak samo nie lubił pożegnań jak ja.
- Nie długo będę szła do domu i zbieramy się od razu na lotnisku. Właśnie muszę się jeszcze pożegnać z innymi.
- No to na co Ty czekasz. Chodźmy.- David złapał mnie za rękę i razem poszliśmy do znajomych.
Wszyscy byli zebrani w parku. Zawsze tam przesiadywali w wolnych chwilach. Taka paczka na zawsze. Kiedyś do niej należałam i nadal leżę, ale tylko wtedy gdy tutaj jestem, a  przecież nie mogę co dzień tutaj przylatywać by się z nimi widywać.
Chwilę rozmawialiśmy o wakacjach, które będą już za trzy miesiące i znów tutaj wrócę. Zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie na pożegnanie. Wszystkich wyściskałam i ruszyłam w kierunku domu dziadków. Miałam małe opóźnienie, więc przebiegłam się przez skróty.
Do domu wbiegłam zdyszana. Dziakowie już czekali na mnie z walizkami. Nie wiedziałam, że aż tak chcą mnie się pozbyć. Poszłam jeszcze do kuchni się napić i do łazienki zobaczyć jak wyglądam i mogliśmy ruszać.
Na lotnisko jechaliśmy jakąś godzinę. Mogłabym tam jechać nawet cały dzień, tylko po to by pobyć jeszcze trochę z dziadkami. Gdy dotarliśmy na lotnisko wzięłam swoje walizki, pożegnałam się z dziadkami i usiadłam w poczekalni o miałam jeszcze jakieś parę minut do lotu.
" Uczestnicy lotu 415  Stratford zapraszamy do bramki numer 6."
- w głośnikach rozbrzmiał głos stewardessy. Z trudem zabrałam wszystkie walizki i udałam się do podanej bramki. Po tych wszystkich "czynnościach" jakie było trzeba przejść na lotnisku weszłam do samolotu. Znalazłam swoje miejsce. Znajdowało się ono przy oknie, więc będę mogła podziwiać widoki. Fajnie bo jak leciałam tutaj to siedziałam po środku jakieś otyłej pary. Z ciężkością zniosłam tamten lot. Usiadłam na siedzeniu i wyjęłam z mojej torebki słuchawki, a  w głośnikach samolotu znów rozbrzmiał głos stewardessy:

" Prosimy o zapięcie pasów. Za kilka minut rozpoczniemy lot. Życzymy miłej podróży"

Ten tekst znałam już na pamięć, więc nie zwracałam teraz na niego zbytniej uwagi. Podłączyłam słuchawki do telefonu i puściłam swój ulubiony kawałek. Chciałam się jakoś zrelaksować przed długim lotem, więc wzięłam od babci małą poduszkę. Włożyłam ją sobie pod głowę i usnęłam.

***Kilka godzin później***

Obudził mnie ten irytujący głos stewardessy:

" Niestety lot do  Stratford się opóźni z przyczyn pogodowych. Prosimy się nie stresować, za kilka godzin powinniśmy być na miejscu."

Świetnie kolejne kilka godzin, które musiałam tutaj spędzić. Musiałam rozprostować kości bo od tego spania na fotelu cała zesztywniałam. Przez to, że szybko usnęłam nawet nie widziałam kto koło mnie siedzi. Był to młody chłopak, który także spał. Nie chciałam go obudzić, więc delikatnie by go nie dotknąć wyprostowałam się na siedzeniu. Schowałam poduszkę do torby i napisałam esemessa do mamy:

" Mamy opóźnienie z przyczyn pogodowych. Dam znać gdy będziemy blisko. :* "

Telefon także schowałam do torebki i usiadłam spokojnie na swoim miejscu. Spojrzałam się w okno, które było zasłonięte. Szybkim ruchem odsunełam zasonę i mogłam podziwiać widoki. Niebo było granatowe i całe w chmurach. Nie wyglądało to bezpiecznie. Gdzie nie gdzie błyskały się błyskawice. Nie lubię burz, więc  z powrotem zasłoniłam okno. Spojrzałam w stronę chłopaka, który nadal spał. Był przynajmniej  w moim wieku i miał z 170 cm wzrostu. Jego włosy były dokładnie ułożone. Jego usta były pełne, koloru malinowego. Na ten widok przygryzłam wargę, ale dalej obserwowałam chłopaka. Jego oczy były zamknięte, więc nie mogłam określić koloru, ale rzęsy miał długie. Zazdrościłam ich jemu bo były cudne. Cała twarz wydawała się bardzo delikatna, gdzie nie gdzie ozdobiona pieprzykami. Kolejny raz przygryzłam wargę. Żaden chłopak jeszcze tak na mnie nie działał, że od samego patrzenia na niego dostawałam lekkich motyli w brzuchu. Patrzyłam tak na nieznajomego chłopaka jeszcze przez kilka minut, gdy przerwała mi stewardessa:
- Przepraszam czy potrzebują czegoś państwo?- głos kobiety był bardzo piskliwy co sprawiło, że chłopak się obudził. W pierwszych sekundach był zdezorientowany, ale po chwili dostrzegł o co chodzi.
- Nie ja dziękuję.- odpowiedział poprawiając się na swym siedzeniu.
- A pani czegoś potrzebuję?- zapytała ponownie stewardessa, a chłopak odwrócił się  w moją stronę. Poczułam przypływ ciepła na moich policzkach.
- Nie, nie ja także dziękuję.- wystukałam szybko jak jakąś regułkę.
Chłopak się zaśmiał i sięgnął po  butelkę z wodą. Dopiero wtedy zauważyłam, że jego ręka jest cała w tatuażach. Nie zwracałam na to uwagi, bo przecież cały czas gapiłam się na jego doskonałą twarz. Odwrócił się do mnie i dostrzegłam koloru jego oczu. Były złoto brązowe, ale gdy patrzył pod światło mogły zmienić się w zielonkawe. Patrzyłam na niego jak na jakiegoś boga, ale przecież tak wyglądał szybko się otrząsnęłam by nie wyjść na głupią.
- Przepraszam mogę przejść?- zapytałam. Musiałam iść do toalety, a nogi chłopaka mi nie pozwalały.
- Jasne skarbie.- odpowiedział. Nie lubiłam u chłopaka tego, ze nazywał mnie skarbem, kotkiem itp., nie wiedząc nawet jak mam na imię. Takie słowa odrażały mnie. Spojrzałam w jego stronę z lekka ironią.
- No przełazisz czy nie?- warknął nagle. Teraz wiedziałam, że wyglądał jak cudo, ale szacunku, zwłaszcza do mnie to on nie miał.  Szybko wyszłam z miejsca i skierowałam się do toalety. Nigdy nie lubiłam tam się załatwiać, ale co miałam zrobić.
Nie chciałam wracać na swoje miejsce z jego powodu. Wiedziałam, że rozmowa nie będzie nam się  kleić, a on będzie próbował tych tanich podrywów. Chodziłam po pokładzie samolotu dopóki jakaś stewardessa nie powiedziała mi bym wracała na swoje miejsce. Wróciłam do swojego miejsca, ale szłam tam bardzo wolno. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam, że "ten chłopak" robi coś w swoim telefonie. Teraz mogłam swobodnie przedostać się na swoje miejsce. Już byłam prawie  na swoim miejscu, kiedy "ten chłopak" podłożył  mi nogę i upadłam na  jego kolana.
- Co robisz idioto!- krzyknęłam ze złością szybko zsuwając się na swoje miejsce.
- Haha. Nie gniewaj się, ale musiałem to zrobić.- "chłopak" cały czas chichotał do czasu gdy schował swój telefon do kieszeni. Ja patrzyłam przez ten cały czas na niego ze złością.
- Wiesz nie musiałeś tego robić.- Powiedziałam zakładając swoje ręce na pierś.
- Nie gniewaj się. Trochę źle zacząłem, więc chciałem jakoś złagodzić sytuacje.
- Podkładając mi nogę.- Zaśmiałam się ironicznie.
- I siadając mi na kolanach.- Powiedział kładąc łokieć na oparcie mojego fotela- Tak w ogóle to Justin Bieber jestem, a Ty śliczna?- teraz wiedziałam, że ma na imię Justin. Świetne imię dla cudownego chłopaka, ale tylko z wyglądu.
- Jestem Bethany Natasha Gros.- Odpowiedziałam prostując końce swojej koszuli.
- Bethany, ładne imię. Mogę Ci mówić Bety? - W jego oczach zauważyłam małe iskierki, co sprawiały, że  wyglądały  one jeszcze bardziej seksownie. Co ja gadam? W mojej głowie rozległ głos mojego sumienia. Właśnie dawał mi znać, żebym na nic nie liczyłam
- Tak, możesz.- Odpowiedziałam sięgając swoją książkę. Nie chciało mi się rozmawiać z Justinem, dlatego ją wyjęłam, bo inaczej bym jej nie czytała. Otworzyłam opowieść i zaczęłam ją czytać. Po paru stronach mi się  znudziła, ale nie miałam co robić. Widziałam, że Justin do czasu do czasu na mnie zerka, a od jakiegoś czasu robi to bez przerwy.
- Czemu się na mnie gapisz?- zapytałam odkładając swoją książkę na bok.
- Próbuję Cię rozszyfrować?- odpowiedział nadal mi się przyglądając.
- A co ja jestem sejfem. Uwierz nie musisz szukać do mnie szyfru.- To co  powiedziałam zaraz chciałam cofnąć, słysząc jak to brzmi. Brzmiało to jak bym mu się "oddała". Znów poczułam, ze moje policzki robią się czerwone.
- Haha słyszałaś co powiedziałaś?- Justin zaczął się śmiać i było mi jeszcze bardziej głupio.
- Nie o to mi chodziło.- Uderzyłam chłopaka w ramię sama śmiejąc się z siebie.
- Ałaa to bolało Księżniczko.- Justin złapał się swoje ramie i udawał, że go o bolało chociaż jestem pewne, że bardziej mnie to zabolało. Gdy powiedział do mnie księżniczko uśmiech sam wkradł mi się na twarz. Żaden chłopak jeszcze do mnie tak nie powiedział i  może dlatego to tak na mnie działało.
- Moim zdanie to mnie ręka bardziej boli do uderzenia.- złapałam a moje bolące kostki i zaczęłam je masować. Justin patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie wiem z czego on się tak ciągle cieszy.
- Czemu sama lecisz do Stratford.- Zapytał znów opierając się o ramię mojego fotela.
- Wracam od dziadków do domu, a Ty?
- Od taty.- Odpowiedział krótko. Jego mina zmieniła się w poważną i już nie siedział do mnie przodem tylu usiadł na swoim fotelu  założył ręce na piersi.
- Aha.- Odpowiedziałam krótko. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co, bo nie chciałam urazić Justina. Tak samo usiadłam prosto na moim fotelu i patrzyłam się w odsłonięte już okno. Chmury nadal się utrzymywały i miałam wrażenie, że mają tak zamiar trwać na tym niebie przez kilka godzin. Justin się nie odzywał. Siedział z poważną miną. Zupełnie nie pasowało to do niego. Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakiś czas. Próbowałam zacząć jakąś rozmowę, ale on mi tego nie ułatwił, bo ciągle kiwał głową, albo odpowiadał tylko TAK lub NIE. Znudziły mi się te próby, więc znów sięgnęłam po swoją książkę.
- Przepraszam.- Justin wyrwał mi delikatnie książkę i położył ją w poprzednie miejsce.
- Ale za co?- Odpowiedziałam siadając w jego kierunku.
- Za to, że się tak zachowywałem. Za to, że z Tobą nie rozmawiałem. Za to, że byłem dla Ciebie niemiły. Przepraszam.- Justin złapał mnie za rękę. Był to dziwny gest, ale nie wyrwałam mu ręki.
- Ok. Nic się przecież nie stało. Rozumiem ja też nie lubię rozmawiać na pewne tematy.
- Słuchaj ile Ty masz lat?- przerwał mi nagle.
- 18, czemu pytasz?- Zabrałam rękę od Justina z pretekstem " sorki muszę poprawić włosy".
- To tak jak ja, ale wiesz nie wyglądasz na tyle.- Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech, który sprawił, że znów przygryzłam wargę. Tak zrobiłam to na jego oczach. Justin zaczął się co raz bardziej śmiać, a ja zrobiłam się czerwona jak burak.
- Bety nie zawstydzaj się tak. Wiem przecież jak wyglądam.- Odpowiedział poprawiając swoje włosy.
- To pewnie też wiesz, że jesteś bardzo pewny siebie.- Powiedziałam odważnie.
- A mam być jakimś ciotą, który boi się rozmawiać z dziewczyną?
- Wiesz, że nie o to mi chodzi, ale nie. Nie masz być tym ciotą, który boi się rozmawiać z dziewczynami, bo wtedy nie rozmawiałbyś ze mną.
- Oooo. Czyli Ci się podoba rozmowa ze mną.- Na twarzy Justina znów pojawił się ten chytry uśmieszek.
- Wiesz, nie jest to tak bardzo dobra rozmowa, ale chociaż się nie nudzę.
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że nie jestem najlepszy?- Justin złapał się za pierś udając, że niby to co powiedziałam go zabolało.
- Powiedziałam, że rozmowa i tylko drażnię się z Tobą.- Zachichotałam, a Justin złapał mnie za rękę, która leżała na oparciu fotela.
- C-co Ty robisz?- zapytałam, gdy twarz chłopaka była znacznie blisko mojej.
- Chce Cię uwieść bym był najlepszy.- Justin swoim nosem lekko musnął mój policzek. Ciało mówiło mi, żeby robił to dalej, a  głowa by się oddalił. Przez jego znaczne zbliżenie poczułam jego perfumy. Na sam ten zapach znów przygryzłam wargę. Justin to zauważył bo lekko zachichotał w mój policzek.
- Stop.- Odsunęłam chłopaka od siebie. Podwinęłam rękawy od koszuli, bo przez to wszystko zrobiło mi się strasznie gorąco.
- Chyba nie myślałaś, że będę Cię całował.- Justin złapał się ze śmiechu za brzuch.
- N-nie-e.- Czułam, że moje policzki ponownie robią się czerwone. Myślałam, że on chce to zrobić, ale najwidoczniej znów się pomyliłam. Justin dalej się śmiał, a ja siedziałam tam pewnie czerwona jak burak.

" Drodzy pasażerowie. Pozostała nam tylko godzina do lądowania. Dziękujemy za cierpliwość"-

 Znów usłyszałam ten irytujący głos w głośnikach, ale w tej chwili cieszyłam się, że go słyszałam. Justin przestał się śmiać, a ja nie czułam się już tak zakłopotana.
- Gdzie mieszkasz?- Justin skierował się w moją stronę, opierając się na swoim fotelu.
- Bruce Street.
- Nie daleko mnie.- Bieber odpowiedział z takim tonem głosu jak by wszedł do sklepu pełnego słodyczy i prosił mamę o kupienie tego wszystkiego.
- A na jakiej ulicy?- była ciekawa, ponieważ powiedział,z e nie daleko mnie to czemu nie spotkałam go przez ten czas?
- Taylor Street.
- Na prawdę blisko. Czemu nigdy się tam nie spotkaliśmy. Chodzę tamtędy do szkoły.
- Powiedzmy, że nie było okazji.- Justin powiedział to tak jak by miał jakąś tajemnicę, ale nie chciałam wyciągać od niego o co chodzi.
- Aha.- Odpowiedziałam cicho poprawiając się na siedzeniu.
- Słuchaj dasz mi swój numer może kiedyś się spotkamy?
- Dobra.- Wyjęłam telefon z torebki i podałam numer Justinowi.
Przez najbliższe pół godziny do lądowania rozmawiałam z Justin o różnych rzeczach trochę go poznałam, a on mnie.  W czasie tej rozmowy dostrzegłam, że jesteśmy podobni do siebie. Nie tak bardzo, ale mamy wspólne cechy. Justin to chłopak, który z pewnością lubi dziewczyny, ale także nie pozwoliłby ją skrzywdzić. Jest bardzo pewny siebie, ale zauważyłam, że to mnie w nim pociąga najbardziej. Moje sumienie przez czas naszej rozmowy mówiło mi, żeby nie dawała sobie nadziei. Nie dałam jej sobie, ani nie daje. Po prostu Justin bardzo mi się spodobał od samego początku, ale wątpię by to było coś więc. Nie wiem czy w ogóle coś z tego będzie. Nie byłam nigdy w prawdziwym związku, nigdy się nie zakochałam, więc nie wiem jak to jest. Może po prostu Justin to tylko takie zauroczenie na parę dni.

" Za chwilkę lodujemy prosimy zapiąć pasy bezpieczeństwa."

Moje rozmyślenia przerwał głos w głośnikach. Byliśmy już na miejscu. Cieszyłam się jak mała dziewczynka na widok lalki w sklepie. Byłam bardzo zmęczona, ale także i szczęśliwa, że poznałam nowego znajomego. No właśnie nowego znajomego. My nawet do siebie nie pasujemy.
Po paru minutach wylądowaliśmy. Wszyscy zaczęli wychodzić z samolotu. Justin stał za mną i lekko trzymał mnie za ramiona bo ludzie strasznie się pchali i parę razy bym upadła. W końcu gdy wyszliśmy z samolotu udaliśmy się po bagaże i tam Justin zniknął mi z oczu. Rozglądałam się za nim, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Chciałam się z nim pożegnać i podziękować za tą rozmowę w samolocie. Gdy wzięłam swoje bagaże zaczęłam rozglądać się za rodzicami. Po chwili ujrzałam ich machających w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam iść w ich kierunku.
- I jak minęła Ci lot, kochanie?- zapytała moja mam tuląc mnie do siebie. Tata odebrał ode mnie bagaże i także ucałował mnie w policzek.
- Nawet nie pytaj. Marzę teraz o prysznicu i ciepłym łóżku.- Moi rodzice się tylko zaśmieli i szybko ruszyliśmy w stronę samochodu.

***

Jak tylko przyjechaliśmy udałam się do swojego pokoju. Wzięłam czystą bieliznę i udałam się pod prysznic. Dobrze mi zrobił taki ciepły i relaksujący prysznic. Przebrałam się w swoją piżamę i położyłam się do łóżka. Spojrzałam w stronę nieba, które było pokryte gwiazdami. Myślałam jak b to było, gdybym mieszkała w San Francisco? Co było by, gdyby Kellsey żyła? Ciekawe jak by wyglądało moje życie? Mozę tata nie dostałby awansu? Może nadal mieszkałabym z dziadkami? Od moich rozmyśleń oderwał mnie dźwięk essemesu. Sięgnęłam ręką po telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Była to wiadomość od nieznanego numeru. Kliknęłam " Odtwórz", a wiadomość się wyświetliła.

Nieznany numer: Cześć Bety. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Zgubiłem Cię na lotnisku i bardzo Cię za to przepraszam. Co Ty na to, byśmy jutro razem gdzieś wyszli? :)
Ja: Nie jeszcze nie spałam. Rozglądałam się za Tobą, ale nigdzie Cię nie widziałam. Co do jutra to ok. :P
Nieznany numer: Będę po Ciebie o 14. Dobranoc Księżniczko :*
Ja: Dobranoc. :)

Zanim odłożyłam telefon numer zapisałam jako "Justin:*". Nie wiem po co dałam tą emotikonkę na koniec, ale po namyśle nie zmieniłam jej. Odłożyłam telefon na biurko, następnie wtuliłam się w poduszkę po chwili usnęłam.

_________________________________________________________________________________

Witam wszystkich. Oto jest mój pierwszy rozdział. Kolejne części moje opowiadania będą pojawiać się w soboty lub niedzielę. Nie chcę pisać rozdziałów w tygodniu ponieważ wtedy nie mam na to czasu i rozdziały nie wychodzą na takie jakie by bym chciałam. Z tego rozdziały oraz z "Prologu" możecie trochę poznać moją bohaterkę. Mam nadzieję, że zachęcił Was ten rozdział i będziecie tutaj zaglądać.

Prosiłabym wszystkich, żeby dawali jakieś oznaki że tu byli w postaci komentarza.

Dziękuję. :P



1 komentarz:

  1. Świetny :)
    Nie lubię czytać ale bardzo mnie zaciekawił i nie mogłam oderwać się od czytania :>

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy dodany komentarz!
Jest to dla mnie bardzo ważne.
Więc jeszcze raz dziękuję za te komentarze!