wtorek, 21 stycznia 2014

2.Good ideas don't come from so.

*** Justin***


" Za chwilkę lodujemy prosimy zapiąć pasy bezpieczeństwa."

Moja rozmowę z Bethany przerwała stewardessa, która informowała pasażerów, że lądujemy.- W końcu w domu.- Zacząłem zbierać wszystkie swoje rzeczy i po chwili wylądowaliśmy. Wszyscy ludzie pchali się do tego wyjścia, jak by samolot miał za chwile wybuchnąć. Musiałem trzymać Bety za ramiona, bo parę razy by się przewróciła przez tych dzikusów. Gdy w końcu przyszła nasza pora na opuszczenie samolotu, puściłem Bety i udaliśmy się po nasze bagaże. Tam również był ogromny tłum. Jakiś facet zahaczył o mój plecak i w ten sposób zaczepiłem się o jego bagaż. Trwało kilka minut, kiedy się rozplątałem, ale nigdzie już nie widziałem Bety. Szukałem jej wzrokiem, ale nic to nie dawało. Poszedłem po swoje bagaże i udałem się do wyjścia, gdzie czekał na mnie Fredro:
- No w końcu jesteś stary. Nawet nie wiesz ile na Ciebie tutaj czekam.- Powiedział czarnoskóry chłopak wsiadając znów na miejsce kierowcy.
Fredro był to mój najlepszy przyjaciel od kąt pamiętam.  Zawsze trzymaliśmy się razem. Nawet w kłopoty pakowaliśmy się razem. Wsiadłem do samochodu i położyłem plecak i bagaże na tylnie siedzenie.
- Masz tutaj coś do jedzenia bo jestem główny?- Zapytałem przeszukując schowek.
- No nie mów, że w samolocie nie dawali jedzenia. I nie szukaj bo nic nie znajdziesz.
- A to co?- Wyjąłem jednego batonika.
- Ej to mój ostatni.- Fredro próbował mi wyrwać batonik przez co skręcił delikatnie kierownicą. Odsunąłem rękę i otworzyłem batonika. Zjadłem go na oczach przyjaciele, robiąc sztuczne gesty, że jest przepyszny.- Odkupujesz mi go.
- Po tym jak odbiorę działkę to mogę Ci kupić nawet tysiąc takich batoników.- Powiedziałem wsadzając ostatni kęs do buzi.
- A właśnie jak udało Ci się przejść przez te barierki?
- Ma się swoje sposoby.- Odpowiedziałem z chytrym uśmieszkiem, poprawiając swoje włosy.
- Haha niech Ci będzie. Do jutra stary. Będę u Ciebie rano to pojedziemy po kasę.- Fredro zatrzymał się niedaleko koło mojego domu. Poprosiłem go o to by nie zatrzymywał się przed samym domem. Po prostu dla ostrożności.
Zamknąłem drzwi od samochodu i  udałem się szybkim krokiem do domu. Po wejściu udałem się do swojego pokoju. Rozpakowałem wszystkie rzeczy i poszedłem do łazienki. Dobrze zrobił mi taki relaksujący prysznic. Ubrałem pierwszą lepszą koszulkę z szafy i poszedłem do łóżka. Chwilę leżałem patrząc się z sufit. Zastanawiało mnie ile dostanę za wykonaną robotę, ale tego dowiem się dopiero jutro.
Wziąłem telefon z szafki nocnej i szukałem w kontaktach konkretnej osoby. W końcu ją znalazłem i napisałem  wiadomość:

Cześć Bety. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Zgubiłem Cię na lotnisku i bardzo Cię za to przepraszam. Co Ty na to, byśmy jutro razem gdzieś wyszli? :)


Napisałem do niej bo miałem co do niej plany. Nie żadna miłość Nie na pewno NIE. Przecież Justin Bieber się nie zakochuje.. Po chwili mój telefon zadrżał:

Nie jeszcze nie spałam. Rozglądałam się za Tobą, ale nigdzie Cię nie widziałam. Co do jutra to ok. :P

Nie wiedziałem co dopisać, ale po chwili zastanowienia w końcu napisałem:

Będę po Ciebie o 14. Dobranoc Księżniczko :*

Wyobrażałem sobie jaka będzie jej reakcja. W samolocie już się czerwieniła i śliniła na mój widok. Po chwili dostałem essemesa z odpowiedzią dobranoc. Bez sensownie uśmiechnąłem się do ekranu telefonu i odłożyłem go na biurko.

***Bethany****

Obudziłam się dość wcześnie jak na tak męczący lot. Poszłam do łazienki. Gdy ustałam przed lustrem zauważyłam, że się rumienię i uśmiecham bez powodu. Może coś mi się śniło i tego nie pamiętam? Związałam włosy w luźnego koka i umyłam zęby. Dziś miałam spotkać  się  z Justinem. Postanowiłam ubrać się w jeansowe szorty i top sięgający do pępka. Na nogi włożyłam niebieskie conversy. Włosy rozpuściłam, a oczy delikatnie pomalowałam maskarą, a malinowym błyszczykiem przejechałam po moich ustach. Właściwie to byłam gotowa do wyjścia, ale niestety przede mną jeszcze kilka godzin oczekiwań. Napisałam essemesa do Tiffany:

Bety: Hej laska :* Może byśmy się dziś spotkały?

Położyłam telefon na kolanie i delikatnie stukałam w niego moimi paznokciami. Po minucie dostałam odpowiedź:

Wspaniale ;p Opowiesz mi wszystko. Będę u Ciebie za pół godziny ;*.

Rzuciłam telefon na łóżko i zeszłam do kuchni. Na stole jak zawsze leżała karteczka, która oznaczała wiadomość od rodziców.

Skarbie my będziemy wieczorem. W salonie masz pieniądze na jakieś jedzenie i na jakieś zakupy. Bo podejrzewam, że spotkasz się z Tiffany. Baw się dobrze. Mama;*

Uśmiechnęłam się do karteczki i odłożyłam je na miejsce. Wzięłam jabłko  i poszłam do salonu. Na stole leżały banknoty, które wzięłam i schowałam do kieszeni od szortów. Poszłam do swojego pokoju po jakąś torebkę bym mogła spakować wszystkie potrzebne rzeczy. Gdy wrzuciłam do niej telefon, pieniądze i klucze zadzwonił dzwonek do drzwi. szybko pobiegłam, aby je otworzyć:
- Cześć skarbie. Tak się stęskniłam.- Nie zdążyłam otworzyć dobrze drzwi, bo Tiffany wpadła na mnie tuląc do siebie.
- Nie było mnie kilka dni, a Ty zachowujesz się jak byś mnie nie widziała miesiącami.- Zaśmiałam się, próbując wydostać się z uścisków przyjaciółki.
- Dobra to następnym razem w ogóle nie będę się tym interesować.- Tiffany puściła mnie z uścisku i założyła ręce na piersi, udając obrażoną.
- Idziemy czy będziesz tak tu stała.- Pociągnęłam ją delikatnie za rękę żeby w końcu się ruszyła.
Szłyśmy przez chwilkę w ciszy, ale Tiffany w końcu przestała udawać i zaczęły się jej pytania.
-No opowiadaj, przecież widzę, że coś się stało podczas tego wyjazdu.- Przyjaciółka szturchnęła mnie lekko łokciem w rękę. Na samą myśl o locie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Poznałam chłopaka.- Odpowiedziałam z pewnością.
- Aaa! I jaki jest przystojny? Ile ma lat? Jak ma na imię? Gdzie mieszka? - Tiffany jak zwykle  słysząc, że kogoś poznałam zaczęła dramatyzować. Oczy jej się świeciły, a na twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
- Dasz mi odpowiedzieć na jedno, żebyś mogła zadać drugie pytanie?
- No dobra nie dramatyzuj opowiadaj w końcu.- Tiffany zaczęła trząść mnie za ramię. Tak zawsze wymuszała ze mnie odpowiedź.
-Już, już Ci mówię! Uspokój się w końcu.- Tiff ustala spokojnie i czekała na moją odpowiedź.- Ma na imię Justin i mieszka tutaj nie daleko, a i ma 18 lat. I tak jest przystojny, nawet nie wiesz jak.- Czułam, ze na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Zakryłam szybko twarz włosami by Tiff ich nie zauważyła.
- Ooooo! Czyżby Bethany Natasha Grose się zakochała?- Tiffany zaczęła śmiesznie poruszać brwiami na co wybuchłam śmiechem.
- Nie no co ty. Ja go nawet dobrze nie znam i nie jest on w moim typem. Ja jestem spokojna, a on widać, że nie. Ale wy byście do siebie pasowali.- Dodałam po chwili ciszy.
- Ta  jasne. Najpierw to  ja musze go poznać. I chodźmy szybciej bo przeczuwam, że dziś się z nim spotykasz, a chcę sobie coś kupić.- Czułam się jak by Tiff czytała w moich myślach. Miała rację widziałam się dziś z Justinem. Nie wiedziałam gdzie mnie zabierze, więc nie liczyłam na nic, żeby później się nie zawieść.
 Przyspieszyłyśmy kroku  i po  kilku minutach byliśmy w jednej z galerii. Nie miałam w planach kupować sobie czegoś, ale jeśli coś mi się spodoba to nie odmówię kupna tego.

***

Po dwóch godzinach łażenia po tych całych sklepach wróciłam do domu. Kupiłam kilka rzeczy, ale w porównaniu do zakupów Tiffany było to nic. Otworzyłam drzwi do domu i udałam się do swojego pokoju. Zauważyłam, że jest już 13: 30. Czyli jeszcze pół godziny do spotkania z Justinem. Rzuciłam klucze na biurko i pobiegłam do łazienki. Ustałam przed lustrem i patrzyłam jak wygląda.- Chyba trzeba by poprawić makijaż.- powiedziałam sama do siebie. Moja samotność doprowadziła do tego stopnia, że sama zaczęłam do siebie mówić. Wyjęłam z kosmetyczki tusz i przejechałam małą szczoteczką po moich rzęsach. Błyszczykiem przejechałam po moich ustach i przeczesałam ręką swoje włosy układając je. Do przyjścia Biebera zostało mi kilka minut. Zeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Machałam swoimi nogami do przodu i do tyłu niecierpliwiąc się. Siedziałam tak dobre 20 minut, a Justina nadal nie było. Napisałam do niego essemesa:

Nie chcę być upierdliwa czy coś, ale mieliśmy się dziś spotkać. Sam do zaproponowałeś. Jest ot jeszcze aktualne czy zmieniłeś już zdanie?

Odłożyłam telefon na stolik wpatrując się w niego. Ne dostałam odpowiedzi od Justina. Zniecierpliwiona włączyłam telewizor i położyłam się na kanapie.

*** Justin***

Nie wiedziałem, która godzin, ale podejrzewałem, że jest dość wcześnie. Nie chciałem jeszcze wstawać, ale niestety ktoś nie dawał mi spokoju. Przez zamglone oczy zobaczyłem, że to Fredro:
- Stary wstawaj! Mieliśmy jechać do Alexandra po kasę. Wstawaj!- Przyjaciel potrząsał mną jak galaretką na talerzu. Wściekły odepchnąłem go i przykryłem głowę poduszką. Nie dawał sobie za wygraną i znów zaczął mnie potrząsać. Nie zwracałem na niego uwagi. Chciałem dalej spać.
- Jak sobie chcesz- powiedział Fredro. Słyszałem jego kroki i myślałem, że odchodzi. Dzięki Bogu bo nie wiem co bym mu zrobił gdy by się nie odczepił.
Położyłem normalnie głowę na poduszkę i kołdrę zaciągnąłem aż do brody. Po chwili poczułem, że jestem cały mokry.
- Co Ty kurwa wyrabiasz! Pojebało Cię?!- Krzyknąłem w stronę chłopaka, który stał zadowolony z pustą butelką.
- W końcu się przebudziłeś. Ubieraj się jedziemy do Aleksandra.- Chłopak odłożył butelkę na bok i usiadł na fotelu. Rzuciłem w jego stronę ostre spojrzenie i udałem się do szafy po ciuchy. Po chwili wyszedłem z łazienki gotowy do wyjścia. Fredro Zaczął bawić się jakąś piłką. Właściwie nie wiem z kąt on ją wytrzasnął, ale nie zamierzałem poruszać tego tematu.
- Możemy jechać.- Wziąłem ze stolika kluczyki do swojego samochodu i udałem się do wyjścia.
Przyjaciel szedł za mną, bo po chwili usłyszałem kroki i zamykające się drzwi.
Zamknąłem drzwi od domu i udałem się do garażu. Wyprowadziłem samochód na zewnątrz i po chwili wsiadł do niego Fredro.
Jechaliśmy do Alexandra po kasę za wykonaną robotę. Musiałem dużo kombinować by nie złapali mnie na lotnisku.

***

- My do Alexandra. Byliśmy z nim umówienie.- Staliśmy przed wejściem do ogromnej willi. Przed drzwiami wejściowymi stały dwaj ochroniarze chociaż wolałem ich nazywać gorylami. Staliśmy tam, a jeden z nich wszedł do środku, po czym po kilku minutach wrócił otwierając nam drzwi do środka. Weszliśmy do ogromnego holu, który widziałem dopiero drugi raz. Wszystko wykonane było z orginalnych materiałów. Samo to pomieszczenie warte było kilka milionów, ale nie odważyłbym się dotknąć jakieś rzeczy Alexandra, bo po chwili leżałabym gdzieś zakopany pod ziemią, albo pływał w jakieś rzece.
Aleksander to ważny i niebezpieczny gość. Sam nie wykonuje zadań, które wymyśla tylko wynajmuje ludzi, którzy potrzebują kasy. W tym przypadku ja.
Fredro rozglądał się do dokoła, a oczy świeciły mu się jak by widział stado napalonych lasek na niego. Zaśmiałem się cicho pod nosem i poprawiłem swoja kurtkę.
- No witam Was chłopcy. Jak wykonane zadanie?- Zapytał mężczyzna w sile wieku. U jego boku szły dwie atrakcyjne kobiety, ale łatwo się domyśleć, ze nie leciały na jego urodę tylko na szmal, który płacił im za seks i za inne rzeczy, które chciał, by robiły.
- Tak wykonanie. Przyszliśmy po zapłatę.- Byłem pewny siebie. Słyszałem od innych "pracowników", że jeżeli będziesz się go obawiał to będzie z Tobą źle. Aż tak życie nie było mi nie miłe i chciałem pożyć jeszcze kilkanaście lat, więc nigdy nie sprzeciwiłem się ani nie byłem odpowiedni w stosunku do Alexandra.
- Macie to wasza działka.-Wręczył nam plik banknotów.- A teraz młody zdradź tajemnicę jak udało Ci się przemycić te narkotyki bez wykrycia ich.- Te pytanie skierował do mnie. Przejechałem palcem po pliku bantów i schowałem je do kieszeni.
- Zadanie zostało wykonanie, więc nie ważne w jaki sposób.
- Dobra niech Ci będzie, a teraz zmywajcie się bo muszę zająć się swoimi kobietami.- Alexander złapał jedną z kobiet za pośladki przez co lekko wzdrygnęła. Na sam ten widok było mi nie dobrze. Chwyciłem Fredro za ramię, który ciągle przeliczał swoje pieniądze i wyszliśmy z domu.
Szybko wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.
- Justin, ale tak właściwie to jak ty to zrobiłeś?- Zapytał mój przyjaciel przełączając stacje w radio.
- Słuchaj stary wolę o tym nie gadać. Do kąt Cię podwieś?
- Myślałem, że wyjdziemy do jakiegoś klubu czy coś?
- Sory, ale nie dziś mam inne plany.- Powiedziałem opierając łokieć o otwartą szybę.
- Spoko nie będę wnikał, ale podejrzewam, że to z jakąś panienką.- Fredro posłał mi ten swój uśmieszek, który mówi" jestem najmądrzejszy na świecie i mogę czytać ludziom w myślach".
- Dobra to gdzie Cię podrzucić?- Spytałem po raz kolejny.
- Wysadź mnie tutaj jakoś dam sobie radę.- Odpowiedział otwierając drzwi.
Była 13:30, więc miałem jeszcze pół godziny do spotkania z Bethany. Tak właściwie to nie wiem jak znajdę jej dom skoro nie zapytałem gdzie konkretnie mieszka. Wsadziłem rękę do kieszeni oczekując, że wyjmę z niej telefon, ale niestety nie wziąłem go z domu. Uderzyłem lekko pięścią w kierownicę i ruszyłem dalej.
Po krótkim czasie byłem na danej ulicy, gdzie miała mieszkać Bety. Próbowałem odgadnąć jaki to  dom, ale nie udawało mi się to. W końcu zobaczyłem jakąś staruszkę idącą po chodniku. Zatrzymałem się i zapytałem, czy wie gdzie może mieszkają państwo Grose. Odpowiedziała mi, że musze przejechać jeszcze kawałek i to będzie 4 dom od prawej. Pojechałem tak jak kazała mi ta staruszka. Zaparkowałem przed drogo wyglądającym domem i podszedłem zapukać do nich.
Nikt nie odpowiadał na moje pukanie, więc zadzwoniłem kilka razy dzwonkiem, ale także nie było odpowiedzi. Usiadłem na schodku, mając nadzieję, że w końcu ktoś mi otworzy.

***Bethany***

Oglądałam jakiś film w salonie, oczekują przyjścia Justina. Czekałam już jakieś pół godziny, a go nadal nie było. Strasznie mi się nudziło, więc poszłam do swojego pokoju posłuchać muzyki. Puściłam ją dosyć głośno. Może dlatego, że chciałam jakoś zagłuszyć swoje rozczarowanie? Po kilkuminutowej głupawce zeszłam na dół do kuchni się czegoś napić. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jakieś sportowe auto. Wychyliłam się bardziej i ujrzałam Justina siedzącego przy wejściu. Szybko odstawiłam szklankę i pobiegłam do drzwi.
- Justin w końcu jesteś.- Powiedziałam otwierając mu drzwi.
- A Ty w końcu otworzyłaś. Mogę wejść?- Justin posłał mi ten swój pewny siebie uśmieszek.
- Tak jasne, wchodź.- Przepuściłam Justina w drzwiach i pokierowałam go do salonu. Usiedliśmy na kanapie i przez chwilę panowała cisza, ale w końcu Justin ja przerwał:
- Przepraszam, że nie przyjechałem na czas, ale nie wiedziałem, gdzie mieszkasz, a zapomniałem telefonu z domu i nie mogłem do Ciebie napisać.
- W porządku. Pisałam do Ciebie, ale nie odpisywałeś mi  i teraz wiem dlaczego.- Odpowiedziałam prostując swoje dłonie na kolanach.
- To jak idziemy? Przecież miałem Cię dziś gdzieś zabrać.
- Ok idziemy, ale gdzie?- Zapytałam wstając z kanapy.
- Zobaczysz, jak dotrzemy na miejsce.- Justin powtórzył mój ruch i zaczął kierować się do drzwi.
- Poczekaj pójdę na górę po swoje rzeczy.- Nie czekałam na jego odpowiedź tylko wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Po chwili wróciłam z torebką. Wyjęłam z niej klucze i wyszliśmy z Justinem na zewnątrz. Zamknęłam drzwi i kierowaliśmy się do samochodu. Justin otworzył mi drzwi od samochodu.
- Jaki z Ciebie dżentelmen.- Powiedziałam z śmiechem na twarzy gdy Bieber siedział na miejscu kierowcy.
- Chyba nie myślałaś, że jestem jakimś chamem w stosunku do kobiet.- Odpowiedział odpalając silnik.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego słowa. Zaśmiałam się lekko i dalej jechaliśmy w ciszy. Strasznie mi się nudziło. Chciałam włączyć radio, ale dłoń Justina szybko mnie powstrzymała.
- Czemu nie mogę włączyć radia?- zapytałam wyrywając dłoń z jego uchwytu.
- Możesz, ale będziemy słuchać mojej muzyki. Mogę się założyć, że Ty słuchasz jakiś pedałów, którzy mają dziewczęcy głosik.- Justin przełączał po kolei każdą stację, aż w końcu zatrzymał się na stacji gdzie leciała piosenka, której nie znałam. Ale przeczuwałam, że będzie to typ muzyki której nie lubię. Nie przepadam za rapem, ale to jego auto, więc nie mogę się sprzeciwiać.
- Kiedy dojedziemy? -Zapytałam, zakładając swoją nogę na drugą.
- Wtedy, kiedy przyjedziemy skarbie.- Justin uśmiechnął się w moją stronę, ukazują szereg białych ząbków.
- Proszę Cię nie mów do mnie tak. Możesz do mnie mówić jak chcesz tylko nie skarbie, kotku, kochanie.- powiedziałam przewracając ironicznie wzrokiem.
- Niby czemu?- Bieber był najwidoczniej zdumiony moimi słowami, ale dla mnie to normalne, że pewnych rzeczy nie lubię.
- Nie lubię jak chłopak mówi do mnie w taki sposób tylko po to by mi w jakiś sposób zaimponować, czy poderwać.
- Aha czyli ja Cię podrywam skarbie.- Justin zaznaczył ostatnie słowo niższym tonem głosu. Posłałam mu groźne spojrzenie, ale po chwili ukryłam swoją twarz, by powstrzymać śmiech.- Zaraz dojedziemy.
Justin skręcił w jakąś ulicę. Nie znałam jej, ale wyglądała jak każda inna. W radiu nadal leciały piosenki, które Justin rapował. Czasami nie znał słów, ale udawał, że umie je śpiewać. Plątał mu się język, a ja tylko chichotałam jak idiotka obok.
 W końcu dojechaliśmy na miejsce. Justin zaparkował samochód. Chciałam otworzyć swoje drzwi, ale nie udało mi się to, bo Jus szybko wybiegł z samochodu i sam mi je otworzył. Szliśmy przez wąską uliczkę. Wokół nas było dużo, więc podejrzewałam, że znajdujemy się w jakimś publicznym miejscu, gdzie ludzie spędzają wolny czas. Justin szedł bardzo blisko mnie, patrząc na moją reakcje, gdy zobaczyłam, gdzie jesteśmy. Zaprosił mnie o wesołego miasteczka. Wiem, że jest to może głupi pomysł, ale dla mnie to było wyjątkowe. Od Tiffany słyszałam, że chłopacy jedynie zapraszają ją do kina, kawiarni i do innych nudnych miejsc, a Justin się wykazał i zabrał mnie do miasteczka. Na sam widok ogromnego plakatu „WESOŁE MIASTECZKO”, rzuciłam się na Justina tuląc go. Zachowywałam się jak małe dziecko, ale właśnie w tym dniu chciałam poczuć się jak kiedyś kiedy chodziłam do wesołego miejsca z rodzicami i Kellsey.  Podeszliśmy do butki z biletami, aby je kupić. Sprzedawał je młody i nawet przystojny chłopak. Gdy Justin kupował bilety on puścił mi oczko. Chichotałam i po chwili weszliśmy na ogromny plac, gdzie było mnóstwo atrakcji.
- Chyba spodobałaś się mu?- Justin wskazał dyskretnie na chłopaka w budce.
- Haha nie mój typ.- Odpowiedziałam kierując się za Justinem do kolejki do domu strachu.
 _________________________________________________________________________________

Witam wszystkich. Jest kolejny rozdział moich wypocin. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Dodałam go wcześniej niż planowałam,a le obiecałam, że będę dodawać coś wtedy, kiedy będę miała wolny czas. Postaram się o kolejny rozdział w sobotę lub niedzielę. 

Mam do Was prośbę otóż chodzi mi o komentarze. Moglibyście pisać mi opinie i moim opowiadaniu. Bardzo mi na tym zależy.
Dziękuję. 







2 komentarze:

  1. Boskie :)
    Czekam z niecierpliwością na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz bardzo ciekawie, z pomysłem.
    Rozdział był długi, co mnie niezmiernie cieszy, bo takie się wymyśla najtrudniej (przynajmniej mi). Do następnego. <3
    Co do twojego pytania - bardzo chętnie zaobserwuję :)

    http://uciekacnadno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy dodany komentarz!
Jest to dla mnie bardzo ważne.
Więc jeszcze raz dziękuję za te komentarze!